Do późna siedziałam w czytelni szukając materiałów do artykułu. Kiedy nie byłam już w stanie przeczytać jednego zdania bez zamknięcia oczu "tylko na chwilę", postanowiłam wrócić do domu i się przespać. Wieczór przyniósł orzeźwiający wiaterek, powietrze pachniało obietnicą burzy. Ignorując przejeżdżające ze zgrzytem tramwaje, ruszyłam pieszo na drugą stronę rzeki. Byłam już w połowie drogi na osiedle, kiedy kłujący ból w pięcie przypomniał mi, że zostawiłam sandały i torebkę w bibliotece. Szłam boso! Nie było innej rady, jak zawrócić, niekoniecznie ze względu na buty, które z pewnością pozostałyby nie zauważone pod biurkiem, a na zawartość torebki. Nie wiedzieć czemu, włożyłam do niej rano 3 ulubione cedeczki - Mittelpunkt der Welt, Dark Side of the Moon i Kind of Blue.
Niestety, musiałam pokonać cały dystans pieszo, gdyż o tak późnej porze tramwaje pochrapywały spokojnie w zajezdniach. Gdy dotarłam na miejsce, biblioteka była już zamknięta na głucho. Nawet strażnik spał głęboko i nie słyszał pukania. Zdesperowana, z zamierzeniem walenia w drzwi tak długo, jak będzie to konieczne, zwróciłam uwagę na charakterystyczny zapach unoszący się w wokół. Właściwie nie tyle zapach, co delikatną zmianę atmosfery, która przesiąkała niepokojącą męskością i dzikością, świadcząc dobitnie o czyjejś obecności za moimi plecami.
Obróciwszy się, ujrzałam osobę, której spodziewałam się najmniej, choć podświadomie kojarzyłam aromatyczne sensacje tylko z nią. Przede mną stał Darko Malić, jak zawsze wyluzowany, jak zwykle w dopasowanych dżinsach seksownie podkreślających siłę jego szczupłych, długich nóg i pełne pośladki. Wszystko było w nim tak wyraziste, że aż przerażające. Skupionym spojrzeniem mógł wyjąć serce z piersi i obejrzeć je dokładnie, kładąc na otwartej dłoni o niesamowicie długich palcach. Darko był jednym z niewielu ludzi, których obecność czuło się z daleka, którzy odchodząc pozostawiali po sobie przestrzeń jakoś inaczej zakrzywioną.
W lewej ręce trzymał swoje wielkie, bałkańskie buty z czarnej, połyskującej od ciągłego pastowania skóry z wąskimi, lekko zadartymi noskami. Gdy tylko odwróciłam się w jego stronę, podetknął mi je wręcz pod nos, z nieznoszącym sprzeciwu, choć wyrażonym wyłącznie językiem ciała, życzeniem, abym je założyła. Zaskoczona, nie byłam w stanie się ruszyć, co sprawiło, że przysunął się o krok i potrząsnął butami. Komizm sytuacji, obserwowany na monitorze, skłonił wreszcie ochroniarza do pojawienia się w oknie dyżurki.
-A to panienka zostawiła buty i torebkę? - Na bezgłośne potaknięcie podał moje skarby wychylając się nieco z okna i obrzucił, niby to groźnym spojrzeniem Darka.
Pospiesznie sprawdzałam zawartość torebki, nie zwracając uwagi na słowa mojego niedoszłego wybawcy. Nagle poczułam nienawiść i obrzydzenie do języka, którym z upodobaniem się posługiwał, pomimo doskonałej znajomości polskiego. Oddaliłam się najszybciej jak mogłam. Jeszcze na rogu ulicy dobiegały mnie strzępy pełnych temperamentu chorwackich wypowiedzi.